Mój mózg próbuje zrozumieć, czego ode mnie chce moja przyjaciółka. Jest północ, jestem zmęczona, chce mi się spać, a tu… Znów czegoś nie zrobiłam… No nie, inaczej, zrobiłam, ale nie tak. Zasypiam z retorycznym pytaniem „Na cholerę mi ta przyjaźń?”. I z retorycznym pytaniem się budzę. Nie wiem. Przez kolejne kilka godzin próbuję ogarnąć dzień i średnio mi to wychodzi. W końcu idę na rehabilitację. Idę, czyli biegnę od przystanku. 5 minut. Głowa zatopiona w myślach, które przyginają ją do ziemi. Czyli do asfaltu i nagle… Przy bloku Obozowa 16 zielony trawnik a na nim zielona koniczynka. Milion pięćset zielonych koniczynek i ta jedna… czterolistna 🙂
Zatrzymuję się. Uśmiecham. Zrywam. Drobiazg, który zmienia wyraz mojej twarzy. Na dłoni maleńkie zielone szczęście. No pewnie, że to tylko symbol. Ale kto dziś znalazł zieloną czterolistną koniczynkę?