Pana Andrzeja poznałam kilka miesięcy temu. Jako stała bywalczyni pchlich targów trafiłam po raz pierwszy na Garażówkę przy Emilii Plater, na warszawskim Śródmieściu. Już wcześniej słyszałam, że zakupom w tym miejscu towarzyszy niezwykła atmosfera, m.in. dzięki muzyce z akordeonu. Nie zdziwiłam się więc, kiedy zobaczyłam grajka. Wydał mi się mocno już starszym panem, jego witalność była jednak ogromna. Zagadnęłam go o wiek. Okazało się, że ma już 80 lat. Poczułam jednocześnie zazdrość i podziw. Zazdrość, ponieważ mój ojciec od 16 lat prawie nie wstaje z łóżka, a urodził się tak jak Pan Andrzej rok przed wybuchem II Wojny Światowej. Spotykaliśmy się z Panem Andrzejem co miesiąc, zgodnie z cyklem garażówek. Za każdym razem starałam się zamienić z nim kilka słów. Wiem, że za dobrym zdrowiem często stoi właściwy porządek w głowie. Ostatnio więc zapytałam, dzięki czemu tak się dobrze trzyma. Pan Andrzej odpowiedział, że pamięta słowa swojej Matki:
„Są w życiu dni, kiedy chciałbyś skoczyć z mostu i dni, kiedy wszystko się do Ciebie uśmiecha. Sztuka życia polega na tym, aby przetrwać te trudne chwile i mieć nadzieję, że przyjdą lepsze dni”.
W ostatnią niedzielę Pan Andrzej przyszedł tuż po 12.00. Kiedy rozstawiał swoje nuty zagadnął kobietę sprzedającą książki „Dlaczego jest Pani taka smutna?”. Sąsiadka odpowiedziała „A do czego mam się śmiać?”