Marcowe popołudnie, plaża w Jelitkowie. Dziś pracowałam w Gdańsku, więc wpadam tutaj przed powrotem do Warszawy. Nie będę mogła zostać nawet godziny, bo czas zarezerwowany na spacer zjadły gdańskie korki. Wieje, piach jest mokry i trudno stawiać na nim kroki.
Dlaczego przyjechałam? Bo jest mi bardzo smutno. Dwa miesiące temu nagle zmarła moja mama. Myśli wciąż krążą wokół tematu choroby i śmierci. Kilka minut słuchania fal i mój mózg zaczyna funkcjonować na zupełnie innych częstotliwościach. Zaczynam czuć spokój. Skąd ta zmiana? Znalazłam się w moim miejscu wsparcia.
W psychologii stresu istnieje pojęcie stref wsparcia. Można je podzielić na pięć obszarów: miejsca, przedmioty, organizacje, działania i wartości. Dla każdego człowieka lista, która wypełnia te obszary, jest zupełnie inna. Jedno je łączy – działają na nas pozytywnie. Są w stanie wywołać pozytywne emocje niezależnie od tego, co dzieje się w naszym życiu.
Korzystanie z dobrego oddziaływania, jakie niesie przebywanie w miejscu wsparcia, jest nie do przecenienia. Dlaczego? Bo samo bycie leczy. W silnym stresie czasami trudno zrobić cokolwiek. A jednak potrzebujemy pomocy.
Dlatego warto mieć pod ręką listę miejsc, do których możemy pójść lub pojechać. To może być konkretne miasto, dzielnica czy jakaś wybrana uliczka. Miejscem wsparcia może być las, brzeg rzeki lub ławka w parku. Można zregenerować się w ulubionej kawiarni lub bibliotece.
Ważne, aby z trudnymi emocjami wstać i wyjść. I w naszym miejscu wsparcia zaczną się rozpływać jak pod dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Moim magicznym miejscem wsparcia jest morze. Wczoraj świętowaliśmy Międzynarodowy Dzień Wody, więc poniekąd było to również moje święto.
A Ty? Jakie są Twoje miejsca wsparcia? W jakim miejscu czujesz się jak w domu? Do którego miejsca należysz? Gdzie pójdziesz, aby zrzucić z barków ciężki stresor?